Czułem się jak w Dniu Świra...
Sobota. Wróciłem z pracy wczoraj ok. 23.00. Siódma rano.
Pan kładący kostkę brukową u sąsiada z naprzeciwka, wrzucał tę kostkę -
jedną po drugiej - do blaszanej taczki. Nie muszę dodawać jaki hałas to
robiło... Zamknięcie okien nic nie dało. Ryknąłem na niego przez okno.
Przestał. Ale ja miałem ranek sobotni do niczego. Przez godzinę nie
mogłem zasnąć. I z emocji, i z powodu temperatury w pokoju, która
podniosła się po zamknięciu okien.
Czepiam się?