piątek, 30 listopada 2012

Już najwyższy czas opuścić ten las?

Właśnie dowiedziałem się, że włodarze miejscy zarządzili, żeby pobierać opłatę za parkowanie motocykli w strefie parkowania w Szczecinie.

Myślę, że cały czas zmagamy się z efektami eksterminacji inteligencji podczas i po wojnie. Nasza obecna inteligencja nie ma wzorów do naśladowania i sama kombinuje jak umie (albo jak ją nauczyli tacy sami jak ona). I z tego powstają takie bzdury. I nie tylko takie.

Jak to śpiewał miś Colargol: "Już najwyższy czas opuścić ten las". I nie chodzi tu o las smoleński...

Tylko dokąd? :(

piątek, 9 listopada 2012

Czy to koniec?

Tydzień temu zmarła bliska mi ciocia mojej żony. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miałem ją odwiedzić w ubiegłą niedzielę i się spóźniłem o kilka dni.

Odwiedziłem ją i odprowadziłem w ostatnią drogę. W miniony poniedziałek. Po czym udałem się do pracy i tam dowiedziałem się, że już nie pracuję...

Jestem wolny i na rynku pracy.

niedziela, 21 października 2012

Za pól ceny...

Co byś, drogi Czytelniku, zrobił po przeczytaniu takiego nagłówka:


Smaczny Szczecin: Obiad w 41 restauracjach za pół ceny! Tylko w ten weekend.

Ja bym sprawdził szczegóły i poszedł do jednej z restauracji, z nadzieją że akcja dotyczy końcowego rachunku. Jak się okazało dotyczy wybranych dań...

Czuję się oszukany... Kelnerka powiedziała mi, że przecież na plakacie jest napisane, żeby pytać o szczegóły obsługę.

sobota, 13 października 2012

Bandyci

Trzy tygodnie temu okradli mi auto... Pod domem wybili szybę i wyciągnęli cały panel radio, cd, nawigacja itd... Alarm się nie uruchomił.

Zrobili to fachowo - bez cięcia kabelków.

Samochód był prawie 3 tygodnie w naprawie. Nie chce mi się pisać o czasie, który zmarnowałem na załatwianie rożnych rzeczy.

Odebrałem go wczoraj. Dziś synowi skradziono trzymiesięczną komórkę...

Kolejne straty na foreksie...

piątek, 6 lipca 2012

Się działo...

Wracałem do Szczecina z Sofii. Samolotem. Przez Wiedeń. Plan był taki:

18.40 - 19.20 z Sofii do Wiednia
20.10 - 21.25 z Wiednia do Berlina
Powiedzmy 22.00 - 23.50 z Berlina do Szczecina samochodem, który czekał na mnie na parkingu lotniskowym.

Na lotnisko w Sofii przyjechałem o godzinę za wcześnie, gdyż nie przedstawiłem czasu w telefonie, w którym mam kalendarz. Telefon pokazywał, że mam samolot o 17.40. Nic to. Trochę popracowałem.

Z Sofii wyleciałem z półgodzinnym opóźnieniem, gdyż w Wiedniu były silne burze i lotnisko pracowało z ograniczeniami.

Nowy terminal w Wiedniu - zastanawiam się jak ktoś w XXI wieku mógł postawić takiego gniota: wąskie korytarze, duże odległości do przejścia, chodzi się jak po labiryncie. Co więcej, transfer: wydawałoby się, że będąc w strefie transferowej wystarczy po prostu przejść. Nie, tu trzeba przejść cały terminal przylotowy i znowu przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Oczywiście podczas kontroli bezpieczeństwa zabrano mi wodę, którą nabyłem w Sofii (za bramkami bezpieczeństwa). Miła pani spytała, czy wypiję ją teraz, czy wyrzucić...

Przed sobą miałem kolejne kilkaset metrów do stanowiska odlotowego. Dodam, że przyleciałem na stanowisko F16, a odlatywałem z F20, ale układ nowego terminala jest taki, że musisz - drogi pasażerze - przejść na początek, poddać się kontroli i wrócić, ale na piętro niżej. Twórca tego pomysłu powinien do końca życia tak chodzić do pracy: mieć swoje biuro naprzeciwko po drugiej stronie ulicy, ale wszystko to ogrodzone zasiekami, więc kilometr wzdłuż, później policyjna kontrola zawartości torby i kieszeni, i powrót drugą stroną ulicy.

Ale wróćmy do lotów. Chwilę za kontrolą bezpieczeństwa zauważyłem, że rozpoczął się "boarding" na mój samolot. Jasne, było 10 minut do planowanego odlotu. Z wywieszonym językiem pokonywałem metry nowego terminala. Przy bramce tłum (nowy terminal...), wszyscy w gotowości. Boarding zaczął się 10 minut po moim przyjściu, a 15 od momentu, kiedy zauważyłem za kontrolą bezpieczeństwa, że się zaczął.

Miłym akcentem było ponowne spotkanie w innym samolocie tej samej załogi, która wiozła i obsługiwała mnie w poprzednim locie. Deja vu?

Po kilkunastu minutach kapitan powiadomił, że usługi lotniskowe były wstrzymane podczas burzy, tak więc teraz, kiedy je wznowiono zrobiła się kolejka oraz zagęszczenie ruchu i musimy poczekać co najmniej 15 minut na naszą kolej. Czekaliśmy około 40 minut.

W Berlinie wylądowałem o 22.10. I tak nieźle - miało być 21.25. Kiedy samolot stanął, kapitan powiadomił wszystkich, żeby jednak usiedli, gdyż z powodu burzy usługi lądowe nie pracują. Musimy poczekać na schody i autobus... Zrobiło się tak jakoś rodzinnie: ludzie się zaczęli do siebie uśmiechać i rozmawiać, dzieci biegały, stewardessy rozdawały dodatkowe wafelki i wodę, ktoś nawet zaproponował, żeby upiekły ciasto. No sielanka! Po 40 minutach kapitan powiadomił, że już wznowili pracę. Hurra! Po kolejnych 20 minutach zaczął się ruch na pokładzie - kapitan go ostudził: tak, drabina jest ale czekamy na autobus... 23.30 - jest autobus! 23.32. Kapitan: szanowni państwo, autobus jest pełny, musimy poczekać, aż odwiezie pasażerów i wróci. 23.40 w końcu - jest autobus - jedziemy po odbiór bagaży.

Mija północ - podjeżdża wózek z bagażami. Okazuje się, że to pierwsza partia. 00.10 - nareszcie, jest mój bagaż!

Ruszyłem z parkingu o 00.15. Zastanawiałem się, czy jechać opłotkami, czy przez Berliner Ring: opłotki, to ograniczenia prędkości nawet do 30km w nocy, ale na ringu możliwe remonty. E, burza, pada, jedziemy ringiem.

Przy zjeździe z ringu spotkałem się z policją. 300 m przede mną się zatrzymała, włączyła dyskotekę i przepuściła kolumnę ciężarówek z elementami nadgabarytowymi. Kolumna jak się okazało jechała do granicy, czyli jakieś 120 km z prędkością 60-80 km/h bez możliwości wyprzedzania. Podjąłem dwie próby jazdy drogami alternatywnymi, ale po powrocie na autostradę i tak spotykałem się z kolumną.

I tak to dotarłem do domu o 03.00. Nie da się po tylu wrażeniach usnąć od razu. Kiedy koło 04.00 zacząłem zapadać w pierwszy, czujny sen - za oknem jakiś ptak zaczął na.. pieprzać. i zaczęło świtać.

Ale może tak miało być, bo dzięki temu zapomniałem o tym jak miałem pełno w porach gdy leciałem podczas grzmotów, błyskawic i turbulencji?