czwartek, 10 listopada 2016

Następny proszę...

Zastanawiam się czy to tylko mnie dotyczy? Jak w tym dowcipie, że "panie doktorze, wszyscy mnie lekceważą".

Dziś nastąpiła kumulacja wydarzeń przedziwnych.

1. Finalnie drewna kominkowego mi nie dowieziono, bo wożą od 2m. To po cholerę "szefowa" się zgodziła w sobotę i aż do dziś, do czwartku mnie zwodziła? O to wszystko zapytałem w sobotę!!!

2. Pęknięta opona - czekamy na rozwój wydarzeń. Przyszedł sms z systemu sklepu, że zanotowali moją interwencję. Że będą sprowadzać z zagranicy. Zobaczymy.

3. Zamówiłem żarówki LED. Takie malutkie, z wąsikami do podłączania. Było napisane, że odpowiednik halogena 10w jeśli chodzi o siłę świecenia. I że tylko u nas takie można kupić i my nie oszukujemy, bo inni podają, że 10, a faktycznie to 5. Dziś przyszły (patrz p. 4). Zmieniłem 10 szt. pod sufitem w łazience i... ciemno. Wywaliłem 10 żarówek 10-watowych i zamieniłem na 10 LEDów, niby odpowiadających jasnością 10-watowym halogenom... I ciemno.

4. Zamówiłem żarówki LED. Listem poleconym In Post. Jako, że rano przyszedł mail, że już są w Szczecinie i przekazane doręczycielowi, cały dzień cierpliwie przeczekałem w domu. Koło 16.00 przyszedł mail, że mogę sobie tę przesyłkę odebrać w punkcie InPost gdzieśtam. Poszedłem, znalazłem. List zaadresowany do mnie. Ani doręczyciela nie było, ani awizo...

5. Zamówiłem kuriera DPD. Wybrałem opcję: między 12.00 i 14.00. Przyjechał chwilę po 15.00...

6. Wysłałem wczoraj maila do inspektora w Powiecie, który zajmuje się kwestiami uszkodzenia nawierzchni dróg i odszkodowaniami, z pytaniem jak mogę zgłosić uszkodzenie opony. Nie dostałem żadnej odpowiedzi... Wydaje mi się, że urzędnik powinien udzielić obywatelowi takiej informacji.

7. TVP Info od rana promowała jutrzejszą relację otwarcia Świątyni Opatrzności w Warszawie. Być może jako Katol nie powinienem tego pisać, ale bardzo mi się to nie podoba. Pozwolę sobie zacytować ks. Bonieckiego z najnowszego Tygodnika Powszechnego: 

"Możemy to zaobserwować, jak partia rządząca i inne byty polityczne, np. Radio Maryja, próbują instrumentalnie i dość skutecznie wykorzystywać chrześcijaństwo (Kościół) dla celów oraz korzyści jednej grupy obywateli, uważającej się za naród, co może prowadzić do zastąpienia teologii narodu ideologią narodową.

Coraz częściej pytamy: czy nasz naród - w większości ochrzczony w Kościele katolickim - można nazwać "narodem katolickim"? Czy w ogóle coś takiego jak "naród katolicki" może istnieć?"
(Tygodnik Powszechny, November 13, 2016)

wtorek, 8 listopada 2016

Drewno kominkowe

W sobotę umówiłem się ze znalezioną na  OLX firmą na przywiezienie drewna kominkowego. Jeden metr. Pani przez telefon miła, cena drewna dobra, mieszanka niezła, wymiary super. Umówiliśmy się na dziś między 10.00 i 11.00. 

O 11.20 zadzwoniłem do pani, aby spytać gdzie moje drewno. Pani się zdziwiła, że jeszcze nie ma i powiedziała, że zadzwoni do kierowcy, żeby spytać gdzie jest. 

O 11.55 zadzwoniłem znowu. 

"To kierowca nie oddzwonił do pana?"

Umówiliśmy się, że przywiozą między 16.00 i 17.00. 

O 17.55 zadzwoniłem do pani, aby spytać gdzie moje drewno. 

"Zaraz sprawdzę i oddzwonię. No tak widzę tu na ul. D... i 2 metry"

"Mial być jeden"

"Tak tak, mam tu zapisane. Jeden. "

Zadzwonić do niej jutro? Robi się ciekawie. 


Pękła mi opona

Pękła mi opona

Wczoraj wjechałem w przysłowiową dziurę w jezdni. Było koło 20.00, ciemno, droga powiatowa poza terenem zabudowanym. Jechałem z prędkością 60-70 km/h czyli ze sporo mniejszą od dozwolonej w tym miejscu, bo droga kręta. 

Nagle: silne, podwójne stuknięcie. Czuję, że "ściąga mnie" w prawo. Po zatrzymaniu idąc sprawdzić co się stało czuję zapach spalonej gumy. 

Z wymianą na koło zapasowe dojazdowe nie było problemu. Okazało się jednak, że powietrza jest mało... Podjechałem więc do oddalonej o kilka kilometrów stacji benzynowej. Hurra! Jest kompresor. Po przyłożeniu wężyka do wentyla, głośne syczenie oznajmiło, że powietrze schodzi. Próby standardowego postępowania (a więc zakładanie wężyka i naciskanie "cyngla") powodowało podwójny syk: schodzącego z koła powietrza i wydobywającego się na zewnątrz wężyka powietrza z kompresora. Obejrzałem końcówkę wężyka, przyświecając sobie latarką (przypomnę było ciemno) - na oko wszystko w porządku. Uznałem, że obsługa mi pomoże. Obsługa podeszła, założyła wężyk i napompowała. Czary!

Dziś rano obejrzałem oponę w świetle dziennym. Jest jednak rozerwana na długości kilku centymetrów. A więc trzeba kupić nową (a najlepiej dwie). Przypomnę, że właśnie jest sezon zmiany opon na zimowe, a więc kolejki i mnóstwo chętnych do warsztatów wulkanizacyjnych. A tak się cieszyłem, że już dwa tygodnie temu, bez kolejek, wymieniłem opony...

Zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego warsztatu z pytaniem o oponę. 

"O, już tego modelu nie produkują. Robią g-force 2 z innym bieżnikiem. Ale może znajdzie pan gdzieś jeszcze w magazynach w internecie".

Znalazłem. Zamówiłem.

Pomyślałem sobie, że pojadę jednak sfotografować miejsce zbrodni i spróbuję powalczyć o odszkodowanie czy rekompensatę (wbrew niektórym opiniom, że zostanę pisarzem i tyle z tego będę miał).

Jadę.

I cóż zastaję na miejscu?
Zacierają miejsce zbrodni
Ekipa fachowców naprawia nawierzchnię - wszystkie wyrwy na odcinku prawie dwóch kilometrów powycinane i przygotowane do zalania asfaltem.


Chyba napiszę scenariusz do filmu o mnie...

niedziela, 23 października 2016

Co ja piję?

Dlaczego producenci alhoholi nie podają na etykietach wartości odżywczych: kaloryczności i węglowodanów?

Stosuję dietę niskowęglowodanową i popijam Jägermeistra. Ciekawe ile ma cukru?

Podobnie z piwem...

niedziela, 26 czerwca 2016

Polska Biało-Czerwoni!

Tak sobie rozmyślam... A może by tak zapłacić piłkarzom nawet średnią krajową? A w ramach awansu do kolejnych etapów Euro dodać jakieś dwa tysiące złotych do podziału. Ciekawe jak mocno by byli zmotywowani?
Albo odwrotnie. Wyobrażam sobie np. oddział banku, albo firmę farmaceutyczną, w której prezes daje pracownikom do podziału 40% tego, co wypracowali...
Po takiej lekturze jak poniżej, trochę mniej chce mi się kibicować naszym... Tu nie ma nic z etosu "Polska Biało-Czerwoni". Tu jest kasa i tyle. Albo odwrotnie: łatwo być "Polska Biało Czerwoni", jak po trzech tygodniach jesteś ustawiony na pół życia.
I niech nikt mi nie mówi o wysiłku, przygotowaniach, zmęczeniu. Spróbuj popracować np. na fileciarce po 8 godzin dziennie przez kilkanaście lat, za 1500zł.

(źródło: Przegląd Sportowy)

czwartek, 28 kwietnia 2016

Kiss & Ride

Zdjęcie TVP3


Od jakiegoś czasu w Szczecinie są takie znaki. Teraz postawiono je przy dworcu PKP.

Świetny pomysł, ale jak uprzedza moje malkontenctwo załączony materiał TVP, nasz naród do tego jeszcze nie dojrzał. Spora grupa kierowców ma innych użytkowników drogi w nosie i zaparkuje. Bo co im zrobimy?


środa, 27 kwietnia 2016

Chyba ze mną coś nie tak...

Zadzwoniła do mnie pani z T-Mobile. I powiedziała, że ponieważ wziąłem udział w jakiejś ankiecie, to ma dla mnie telefon Huawei Jakiśtam zupełnie za darmo, na kartę i bez abonamentu.

No zaciekawiło to mnie!

Pani wymieniła kilka cech telefonu , dodała, że marka Huawei jest wspierana przez Roberta Lewandowskiego - łał! się wzruszyłem się!), a następnie powiedziała, że kwota doładowania to 35 zł i mogę tę kwotę wpłacać przez 36 miesięcy (przepraszam: zasilać konto), ale czas zasilania zależy tylko ode mnie (mogę np. wpłacić to naraz). Po czym spytała, który kolor z dwóch dostępnych wolę.

Zastanawiam się czym, poza swobodą momentu zasilania konta, różni się dla mojego portfela taka darmowa okazja?

Świat mnie zadziwia z każdym dniem!

piątek, 22 kwietnia 2016

Si vis pacem, para bellum



Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny.

Chodzi mi po głowie taki scenariusz:

"Zbroimy się, organizujemy obronę terytorialną, instalujemy w Polsce jednostki NATO. No bo Rosja jest agresywna i czyha na na nasze terytorium". 

"Cholera, chyba trzeba się zacząć agresywniej pokazywać, bo Polaczki się zbroją, zapraszają NATO i broń nuklearną. Zakłócają równowagę militarną. Pokażmy im, że nie patrzymy na to spokojnie".

I Rosja na nas napada, jest wojna. Giną ludzie. 

Czy Pan Macierewicz i jego rząd jest gotowy przyjąć na siebie odpowiedzialność za taki scenariusz?

Był kiedyś taki generał podczas II wojny światowej, który wysłał kupę ludzi na śmierć w imię chorych ambicji. Bez przemyślenia, bez próby zastanowienia się nad możliwymi konsekwencjami. 

Chyba się boję...


PS

niedziela, 20 marca 2016

Czy Niemcy mogą nas napominać?

(zdjęcie z http://www.voxeurop.eu/)

Dyskusja polityczna sięgnęła piaskownicy. 

Niestety, kiedy wchodziliśmy do Unii pomyślałem sobie, że my Polacy do niej nie pasujemy. Niemcom, Holendrom, Francuzom jest bliżej do siebie, niż nam do nich. My mentalnie bardziej pasujemy do Ukrainy, Rosji i Białorusi (co poniekąd jest naturalne). Bardzo się cieszyłem kiedy wchodziliśmy do Unii, ale znając nasze tendencje do zamykania się ("my, dumni Polacy, naród wybrany" itd.) pomyślałem, że będzie niełatwo. Byłem na granicy polsko-niemieckiej, o północy, kiedy weszliśmy do strefy Schengen.

I wiem o czym piszę poniżej, bo przez kilka lat miałem okazję pracować w środowisku międzynarodowym (nie w Polsce). Z Niemcami, Austriakami, Czechami, Kanadyjczykami, Słowakami, Rosjanami, Bułgarami, Rumunami, Węgrami, Amerykanami, Słoweńcami, Francuzami...

Ludzie, zrozumcie, że Parlament Europejski jest też nasz. Nie jest "ich". Jeśli tak będziemy się ustawiać, to lepiej wyjdźmy z Unii... Bo zawsze będą "oni" i "my".

To, że my coś podnosimy w PE, to nie jest "wypłakiwanie się w mankiet Merkel", "pielgrzymki do Merkel", bądź "donoszenie na Polskę". 

Niestety (dla obecnej sytuacji) szefem PE jest Niemiec... A my, Polacy w Niemcach widzimy oprawców z czasów II Wojny Światowej.

Ja w Niemcach widzę naszych spokojnych sąsiadów, którzy robią spory obrót naszym szczecińskim i podszczecińskim handlowcom. Kwitnie ruch przygraniczny, Polacy też kupują w Niemczech. Kwitnie przygraniczna współpraca kulturalna (np. KuKuKa). Z Warszawy jednak tego nie widać...

Ponadto ja w Niemcach widzę naród, który zrobił duży krok naprzód, zamiast wiecznie tarzać się w swojej przeszłości (a zwłaszcza w jej niechlubnej części). Naród, który się otworzył. Naród, który się najpierw podzielił (został podzielony?) i się zjednoczył. Ogarnął się po wojnie i poszedł do przodu. Proszę mi powiedzieć, do kiedy ma się kajać za zbrodnie wojenne? (data) Uważam, że z perspektywy tego, co zrobił przez ostatnie kilkadziesiąt lat: budowania, a nie niszczenia, ma prawo wypowiadać się we wspólnej sprawie, albo kiedy widzi, że któryś z narodów idzie w złą stronę. Myślę, że właśnie Niemcy mają prawo napominać wszystkie te narody, które zaczynają łamać prawo (albo je naginać), aby osiągać cele nacjonalistyczne. Oni to już przeszli. Oni wiedzą jak to było...

Ale żeby to zrozumieć, trzeba mieć otwartą głowę. Dodałbym również, że znajomość języków obcych, bo to pozwala lepiej poznać inne kultury. A dużej części naszego establiszmentu i wielu politykom tego brakuje...

sobota, 12 marca 2016

Chwała bohaterom.

(zdjęcie: Pixabay)

Tak jak w tytule: bardzo serio i z ogromną wdzięcznością. 

Poniżej będzie w stylu ostatniego żartu Macieja Stuhra. Tych, którzy się nie poznali na takich żartach, informuję że moje uszczypliwości nie dotyczą bohaterstwa żołnierzy wyklętych, ale tego co obecna ekipa z całym tym etosem zrobiła. Czyli cyrku. 

Ja proponuję siegnąć głębiej w naszą historię martyrologii i przywołać pamięć tych, którzy walczyli za Polskę przed II wojną światową, ustalić dni pamięci i ustanowić dni wolne od pracy. Słaby jestem z historii, ale dla przykładu proponuję:

Wojowie Mieszka I - "Przez większość okresu swojego panowania toczył walki o Pomorze Zachodnie, zajmując je po rzekę Odrę. Zwłaszcza my, mieszkańcy Szczecina powinnismy być mu wdzięczni".

Wojowie Bolesława Chrobrego -  "doprowadził na tzw. zjeździe gnieźnieńskim do utworzenia polskiej metropolii kościelnej w Gnieźnie oraz biskupstw w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu i tym samym potwierdzenia pełnej samodzielności Polski przez cesarza Ottona III".

Wojowie walczący w bitwie pod Grunwaldem - wiadomo.

Wojska walczące pod Kircholmem - "Było to jedno z najświetniejszych zwycięstw I Rzeczypospolitej. Blisko czterotysięczne wojska polsko-litewskie pod dowództwem hetmana polnego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza (1040 piechoty, 2400 jazdy i 4 bądź 7 dział, w tym chorągwie kozackie, tatarskie i kurlandzkie), głównie dzięki użyciu przez wodza litewskiego husarii jako siły przełamującej, rozgromiły ponad trzykrotnie liczniejszą armię szwedzką pod dowództwem Karola Sudermańskiego (8500 piechoty, 2500 jazdy i 11 dział – oprócz Szwedów walczyli zaciężni żołnierze holenderscy, szkoccy i niemieccy).
Wojska Rzeczypospolitej straciły ok. 100 żołnierzy (200 zostało rannych), z czego tylko 13 husarzy i towarzyszy pancernych, oraz 150 koni. Szwedzi stracili ok. 6-9 tys. żołnierzy (znaczna część zginęła w czasie ucieczki), czyli ponad połowę stanu osobowego armii, z czego wielu dowódców, m.in. gen. Andersa Lenartssona, Fryderyka, ks. lüneburskiego. Sam Karol IX ocalał jedynie dzięki rajtarowi Henrykowi Wrede, który oddał swego konia monarsze, co przypłacił życiem. Ponadto Szwedzi zostali zmuszeni do odstąpienia od oblężenia Rygi".
Wojska Stefana Batorego - "W 1579 rozpoczął [Batory] wojnę o odebranie zagarniętych przez Rosję w poprzednim roku Inflant i utraconej jeszcze w 1563 ziemi połockiej. Przeprowadził trzy zwycięskie kampanie zaczepne na terytorium państwa rosyjskiego, do których zmobilizował przeciwko 200-tysięcznej armii rosyjskiej ok. 48 tys. żołnierzy wraz z silną artylerią oblężniczą. Batory zreorganizował wojsko (utworzono piechotę wybraniecką wyposażoną w rusznice i toporki do budowy mostów i umocnień polowych)".
Wiktoria wiedeńska - wiadomo.
We wszystkich powyższych przykładach ginęli Polacy. Poświęcali swoje życie dla Ojczyzny. A często "za wolność waszą i naszą". Dlaczego o nich nie pamiętamy?!?! Dzięki nim mamy wiele z tego, co mamy!
PS
Powyższe szczegółowe informacje za wikipedią, którą wsparłem datkiem pieniężnym, aby nie musiała umieszczać reklam. Do czego zachęcam i innych :)
PS2
Jest jeszcze dodatkowa różnica. Te powyższe wydarzenia, w przeciwieństwie do świętowanych obecnie, były zwycięstwami Polaków, a nie porażką. Ale świętowanie porażek, to historia na zupełnie inny wpis...

piątek, 26 lutego 2016

wtorek, 23 lutego 2016

Banki, marketing i półprawdy...

Kiedy widzisz takiego maila, co myślisz?




Ja myślę, że załatwimy wszystko online. 

Co więc dzieje się po kliknięciu "Dowiedz się więcej o finansowaniu":




Niestety nie myślę dobrze o tym banku, bo robi mnie w tak zwanego, przysłowiowego, nie czarujmy się, prawda, konia. Kiedyś nawet poszedłem dalej i wypełniłem formularz on-line (bo taki był po kliknięciu "Sprawdź"). I co? I jajco! Dowiedziałem się, że moja sprawa musi być potraktowana indywidualnie, i że zadzwoni do mnie doradca Idea Bank.

Wizerunek słabo zbudowany... Ale być może ja nie pasuję do dzisiejszych standardów? Może nachalna propaganda i wydzieranie sobie grup targetowych to w tej chwili standard?

Zastanawiam się jak daleko będą jeszcze posuwać się instytucje finansowe, żeby zwabić mnie do siebie. Ale może ja jestem człowiekiem starej daty i się czepiam? Może teraz to tak działa i nikogo to nie dziwi? Klient jest nam potrzebny, żeby wykonać normę i KPIs* będą wyglądać dobrze: tyle a tyle odczytało maila, tyle a tyle weszło, tyle a tyle poprosiło o kontakt, tyle a tyle dostało kredyt...

Czuję się robiony w konia (bambuko, wała, durnia - * wybierz sobie sam Czytelniku), zasypywany półprawdami, a kto za to weźmie odpowiedzialność?

Z jednej strony wiem, że system bankowy może się załamać, bądź zawsze spadnie na cztery łapy, ale z drugiej strony czasem chciałbym, żeby banki znalazły się w takiej d... jak wiele osób, którym taką d... zafundowały. 

sobota, 13 lutego 2016

Kwintesencja Polskości c.d.

Od kilku dni noszę się z napisaniem komentarza do niedawnych wydarzeń w Düsseldorfie i naszej reakcji na nie. Ponieważ właśnie wróciłem z tych okolic i mam trochę lepszy "obgląd" sytuacji, a zwłaszcza wiem więcej na temat ostatniego poniedziałku karnawału, który jest tradycyjnym świętem, hucznie obchodzonym, uznałem że nadszedł czas aby zabrać głos.

Niestety, to jest kolejna nasza cecha narodowa: śmiać się to my, a nie z nas.

Ale od początku: Rosenmontag, to ostatni poniedziałek karnawału hucznie obchodzony w Dusseldorfie, Kolonii i Mainz. Obchodzi się go również w Aaachen (Akwizgranie). Możne się to nie podobać, ale jest to tradycja, jak byki w Pampelunie, czy Droga Krzyżowa i biczowanie się na Filipinach. Kiedy wpisze się w wyszukiwarce internetowej karnawał w Dusseldorfie, można obejrzeć zdjęcia najróżniejszych dziwactw, karykatur i głupot. Jest sporo odniesień do polityki, a karykaturowaniu podlega wszystko. Próbka naśmiewania się z własnej polityki Niemców (zdjęcie z joemonster.org):



W tym miejscu spieszę dodać, że nie jesteśmy jakimś wyjątkiem i karykatura obecnej sytuacji w Polsce nie jest niczym nadzwyczajnym i nikt się specjalnie na nas nie zasadził, żeby nam dopiec. Zwłaszcza, że ta platforma jest w sumie niezłą alegorią tego, co się u nas dzieje (więcej tu: http://joemonster.org/art/35073).


Ale do czego zmierzam: każdy ma prawo krytycznie i dowcipnie komentować co się dzieje. Granica dobrego smaku jest płynna, ale odnoszę wrażenie, że my, Polacy, jakoś tę granicę mamy dość nisko położoną - jesteśmy za bardzo przeczuleni na punkcie swojego zachowania.

Przypomnę, że my, Polacy, na co dzień łatwo przypinamy łatki, a niektóre stereotypy, które są w naszych głowach mają powszechnie obowiązujące drugoplanowe znaczenie. Kilka przykładów:
  • Rumuni - załatwić coś "na Rumuna"
  • Bułgarki - wiadomo, w lesie czekają na klientów
  • Ukrainiec - jak będę miał kłopoty z odzyskaniem swoich pieniędzy, to poproszę o pomoc Ukraińców
  • Niemcy - zwróciliście uwagę jak żołnierze niemieccy sami się wywracają i dają robić w konia na polskich filmach wojennych?
  • Powszechnie znane dowcipy o Polaku, Rusku i Niemcu
  • Murzyni - bambusy
  • Arabowie, Hindusi - ciapaci.
Czyli nam wolno, ale jak na nas, to ręce precz?! "Ratunku, Niemcy mnie biją" - słynne słowa pana Rokity. Albo zachowanie posła Protasiewicza, który wspomniał coś na lotnisku o faszystach itp. 

Na koniec opowiem Wam dowcip, który usłyszałem od moich znajomych Anglków: 

What is the difference between a staffolding and a battery?
Battery has only two poles on it and both are working.

Jak mówił Zulu Gula: Polska, to bardzo dziwny kraj...



czwartek, 4 lutego 2016

Jestem coraz bogatszy!

Na jesieni włączyłem na blogu delikatny panel z reklamami. Miał generować jakiś dodatek do renty, ale niezbyt nachalnie (jak to robi wiele portali, gdzie często nie można przedrzeć się do właściwego tekstu przez wyskakujące okienka reklamowe). 

No i co? Kilka tysięcy osób weszło i zarobiłem many million dollars...



PS
Dodam że płaci się za sam fakt wejścia, ale najwięcej za klikanie reklamy reklamodawców :) 

PS1
Tak to powinno być widać. Ale jak ktoś ma włączony bloker reklam w przeglądarce, to nie zobaczy...





poniedziałek, 1 lutego 2016

Kwintesencja Polskości

Jeden obrazek wart tysiąca słów.


Dodam, że jest to droga jednokierunkowa, z wydzielonym pasem dla rowerów w przeciwnym kierunku. 

Inne zachowania, które da się tu zaobserwować, to próba ominięcia progu zwalniającego lewą stroną. Co jest o tyle dziwne, że i tak przejeżdża się przez próg jedną stroną zawieszenia. Może niektórym jest tak wygodniej? W końcu to pasażer podskakuje, a nie kierowca, jak w wersji tu zalecanej...

I dodam, że ten próg nie jest duży.

sobota, 23 stycznia 2016

Znowu się czepiam

Dwie sytuacje.

Na drodze. W mieście. Ulica zwykła: jeden pas w jedną, drugi w drugą stronę. Jadę, a właściwie posuwam się w korku, bo za 1500m jest skrzyżowanie, które trochę zatwardza pasaż ruchu. Ale ja skręcam w prawo, w boczną, za 400m. Ponieważ większość jedzie do skrzyżowania, więc się nie spieszą, bo i tak muszą czekać i tak. A więc co robią? Ano gadają, wysyłają smsy, dłubią w nosie, poprawiają makijaż. Co się w związku z tym robi? Odstępy miedzy autami 20-50 m. Nikomu się nie spieszy. Ale też nikomu nie przyjdzie do głowy, że ktoś za nim przejechałby szybciej, gdyby się nie gapił, tylko sprawnie posuwał autem do przodu. Nie mowię zderzak w zderzak, ale sprawnie, bez zostawiania odstępów.

W kasie, w sklepie samoobsługowym. Stoję z koszykiem pod pachą za gościem, ktory gada przez telefon (przepraszam: rozmawia) i jednocześnie jedną ręką wykłada towary z wózka na taśmę. W którymś momencie przestaje wykładać i macha tą ręką, którą wykładał produkty. Macha, żeby podkreślić to, o czym opowiada przez telefon. Ja wykładam więc swoje towary, bo koszyk mnie uwiera. Pan się obraca i pyta, czy nie mogę poczekać, aż wyłoży wszystko na taśmę.

Denerwuje mnie to, że większość ludzi ma innych w nosie i nie myśli, że swoim głupim postępowaniem są dla nich uciążliwi...

***********

Tak jak ten czerwony pasek na instrukcji poniżej...

 

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Forex a sprawa polska

Rysunek: pixabay.com


Jak rating S&P wpłynął na kurs złotego?
(mini pradnik)

Wstęp

Rynek walutowy forex (foreign exchange) jest bardzo szerokim rynkiem, który z gruba polega na tym, że ktoś, kto ma pieniądze kupuje wybraną walutę, aby po jej sprzedaniu na niej zarobić. Robią to duże instytucje finansowe, które obracają sporymi kwotami swoich inwestorów. Czyli na podstawie tzw. danych technicznych (przebieg wykresu) oraz fundamentalnych (sytuacja kraju danej waluty) podejmują decyzję: o, dziś inwestujemy w PLN, bo za jakiś czas będzie dobrze i zarobimy. Do tego dochodzą miliony na całym świecie małych i średnich inwestorów, zwyczajnie grających na rynku forex. Oni dla odmiany zwykle inwestują w krótszych przedziałach czasowych: nie miesiące i lata, ale dni, godziny i minuty. To wszystko jest centralnie kontrolowane o ile się nie mylę w Londynie (ale w tej opowieści to nie ma znaczenia). Popyt i podaż powodują, że kurs się zmienia: jeśli zauważalnie więcej ludzi chce kupić, cena rośnie. Jeśli odpowiednia grupa inwestorów uzna, że już zarobiła, sprzedaje i dzięki temu cena spada. 

Żeby trochę jeszcze skomplikować: zwykle inwestuje się w tzw. pary walutowe, np. EURUSD (czyli ile dolarów dajemy za euro) czy CHFPLN (czyli ile złotych dajemy za franka). Dla tych par walutowych są kwoty określające po ile chce się kupić, albo za ile sprzedać (czyli jak w kantorze) - ale to też nie ma większego wpływu na całą opowieść, bo spread, czyli różnica między tymi cenami, jest relatywnie niewielki. Inwestorzy analizują przebieg wykresu wybranej pary (albo par), czyli zachowanie w różnych przedziałach czasowych. Często wykreślają skomplikowane linie i wskaźniki, które lepiej pokazują "trynd" oraz pomagają podjąć decyzje inwestycyjne. Inwestorzy również nasłuchują co się dzieje w kraju wybranej waluty (bądź lepiej: w krajach pary walutowej), a zwłaszcza jak zmieniają się najważniejsze wskaźniki ekonomiczne, które regularnie są podawane przez banki centralne danego kraju i śledzą inne informacje, np. z rynku pracy, o zatrudnieniu, o decyzjach dotyczących stóp procentowych oraz - uwaga - o zawirowaniach politycznych, wojnach, zamachach itp. Szczególnym przypadkiem jest euro, gdzie na kurs EURUSD wpływa nie tylko sytuacja w USA oraz "banku centralnego EU", ale również wydarzenia gospodarcze, społeczne i polityczne w poszczególnych krajach należących do Unii. 

I na koniec: na rynku forex można:

  • "kupić" parę walutową (tzw. pozycja długa) - normalnie, jak w kantorze: kupujesz, rośnie i zarabiasz; kupujesz, spada i tracisz,
  • "sprzedać" parę walutową (tzw. pozycja krótka). To jest bardziej skomplikowane, ale upraszczając: obstawiamy, że cena pary walutowej spadnie i też na tym zarobimy (czyli, tak jakby inwestujemy w spadek: "sprzedajemy wirtualnie" za 10 i odkupujemy za 8 (bo spadło) i w ten sposób zarabiamy 2).

I na prawdę na koniec: w celu ochrony swojego kapitału inwestycyjnego stosuje się zabezpieczenia, tzw. stop loss (czyli stój, kiedy zaczynam tracić). A więc kupuję za 10 i na podstawie analizy wydaje mi się, że wzrośnie do 15. Ale zabezpieczam się na wypadek, gdyby jednak nie wzrosło a spadło: automat (stop loss) nie pozwoli nam przy spadku na większą stratę niż np. 2 (czyli ustawiamy stop loss na 8). I tera kiedy rośnie, sam mogę zdecydować, kiedy sprzedać (zamknąć pozycję), żeby zarobić. Ale kiedy zaczyna spadać, mogę sam zdecydować, albo robi to za mnie sto loss. I z 10 mam 8.

Mięsko całej opowieści

Inwestor Zdzisław zainwestował w złotówkę, bo pomyślał, że na niej zarobi. Stwierdził, że CHFPLN, będzie dobrą parą, bo frank od jakiegoś czasu trzyma się relatywnie bez zmian, a złotówka wzrośnie. Czyli Zdzisław "sprzedaje", a więc zajmuje pozycję krótką (czyli tę trudniejszą do wyjaśnienia), licząc na spadek CHFPLN. Myśli sobie: "dziś ok. 17.00 za franka trzeba zapłacić ok. 4,03 PLN, to pewnie do jutra spadnie do 3,97 PL (jak parę dni wcześniej) i na tym zarobię". Sześć groszy różnicy inwestując 100 tys. daje wystarczającą sumkę. Ale na wszelki wypadek ustawia stop loss na 4,06.

I wszyscy inwestorzy razem ze Zdzisławem nasłuchują danych fundamentalnych oraz analizują wykresy. I tak w piątek kole 17.00, po zamknięciu giełdy w Londynie, ale jeszcze "za otwarcia" rynku forex (zamyka się w piątek o 22.00) agencja ratingowa mówi, że obniża rating Polski. Co to znaczy? Co słyszą inwestorzy? "Złoty zaraz poleci!" W tym momencie ci, którzy mają otwarte pozycje krótkie (jak Zdzisław) na gwałt je zamykają, ale są też tacy mądrzy, którzy usłyszeli, że można zarobić na wzroście (złoty poleci, ale CHFPLN wzrośnie!) na gwałt kupują. I mamy kumulację dwóch sił o tym samym wektorze (kierunku i zwrocie): wzrasta ilość kupujących, więc cena rośnie, ale wzrasta ilość zamykających pozycje krótkie, która to akcja również powoduje wzrost ceny. 

I - jak widać na poniższym rysunku na tzw. świecy pięciominutowej - jeden słupek pokazuje dynamikę zmian w ciągu pięciu minut: dolne ograniczenie = stąd wystartowaliśmy, górne = na takim poziomie zakończyliśmy po 5 minutach - w ciągu pięciu minut kurs skoczył od 4,03 do 4,06. W ciągu kolejnych pięciu minut: do 4,07, aż o 17.20 skończyliśmy na 4,1. A więc stop loss "wyrzucił" Zdzisia z rynku w ciągu paru pierwszych minut i jego "nagłe wyjście z rynku" dołożyło się do ogólnego trendu. Dokładają się też do tego tysiące kolejnych stop lossów.


Rysunek: źródło własne.

Dalej mechanizm rynkowy "ciągnie w górę", aż nastąpi większa lub mniejsza równowaga. Bo stop lossy na różnych poziomach w końcu się skończyły, a kupujący w którymś momencie widzą, że zarobili tyle ile chcieli i mówią "stop, wychodzimy z rynku". I zaczynają sprzedawać: a więc cena spada (widać to na tej ciemniej świecy). Wielkość wzrostu i tego cofnięcia się generalnie są dość trudne do przewidzenia i do wytłumaczenia. Gdyby to się dało zrobić, to każdy inwestor by zarabiał... 

Bardzo fajnie pokazuje to klasyka komedii z Eddym Murphym "Nieoczekiwana zmiana miejsc", kiedy "źli" chcieli zarobić na manipulacji danymi fundamentalnymi o prognozie produkcji soku z pomarańczy chyba.

Wnioski

Możemy czuć się urażeni niesprawiedliwą oceną agencji ratingowej. Ale Rynku to nie obchodzi. On to słyszy, a następnie reaguje. Oczywiście agencja może przeprosić i zmienić rating. I wtedy w zależności od bezwzględnego poziomu ceny oraz poziomu równowagi na rynku walutowym kurs CHFPLN może mniej lub bardziej gwałtownie spaść :-)

Tylko tyle i aż tyle...


PS (Disclaimer)

Ten tekst nie ma na celu udzielenia porad inwestycyjnych, jak również nie jest reklamą forexu. Moim zamiarem jest jedynie wytłumaczenie laikowi dlaczego ważne dane fundamentalne mogą znacznie wpłynąć na kurs walut. Oczywiście jest tu wiele skrótów, aby ułatwić zrozumienie sedna sprawy. Odsyłam do fachowych poradników jeśli chcesz wiedzieć więcej.

środa, 13 stycznia 2016

Jesteśmy narodem z fantazją!



Dziś zwróciłem uwagę taksówkarzowi, który jechał przede mną (jak na rysunku poniżej), skręcił w lewo, następnie od razu w prawo i stanął tak, że ja miałem kłopot z kontynuowaniem jazdy na wprost).

Uświadomiłem mu, że stanął na skrzyżowaniu. Na to on mi objaśnił, że już 24 lata jeździ na taksówce i wie, że na chwilę może stanąć gdzie chce, żeby wysadzić pasażera.

No proszę. A ja naiwny spodziewałem się, że przeprosi, że zrobił źle...



Kilka godzin wcześniej innemu kierowcy zwróciłem uwagę, że zaparkował na skrzyżowaniu. Na co on (znowu naiwny myślałem, że podniesie rękę na znak przeprosin), że to nie jest skrzyżowanie. Dodam, że z naprzeciwka jechały samochody i zrobił się zamęt, bo za mną też było parę aut. 

Ok, to skrzyżowanie prowokuje do takich zachowań, bo uliczka boczna, sklepy i układ prowokują do takich zachowań, ale oznakowanie jest jednoznaczne. (Co przy okazji dość często wykorzystuje tu policja). 


****

A po co to piszę? Bo to wszystko dotyka wszystkich aspektów naszego życia. My Polacy tak się zachowujemy zawsze i wszędzie. To samo jest w polityce...

Jeszcze dużo nam do Europy. I myślę, że z naszą mentalnością i przy obecnych jajach w polityce dość szybko z niej wyjdziemy... Szkoda...

niedziela, 3 stycznia 2016

Mamy nowy rok...



Rozumiem, że rakiety i ognie sztuczne, które już zostały wystrzelone, są trudne do wyzbierania, ale wyrzutnię pięćdziesięciu rakiet po użyciu można wyrzucić do pobliskiego śmietnika, prawda?

PS
Od północy wprowadzają kontrolę na granicy niemiecko-duńskiej. To se pożyliśmy w swobodzie i wolności...