piątek, 2 sierpnia 2013

Zacząłem segregować śmieci

A tak naprawdę, to zacząłem to robić na poważnie. Butelki plastikowe, papier, elektro-odpady, odpady z ogródka – to już segreguję od dobrych kilku (-nastu?) lat. Wraz z nową ustawą śmieciową niejako sam zmobilizowałem się do poważniejszego podejścia do tematu.

Ale od początku…

Moja gmina poprosiła mnie o opowiedzenie się czy będę sortował, czy nie. Do 31 marca 2013r. Jako, że nikt “w gminie” nie był w stanie powiedzieć mi jak to praktycznie będzie wyglądać, pomyślałem, że nie będę sobie zawracał głowy. No bo jak mam zdecydować się na coś, co nie wiadomo jak będzie zorganizowane – co sortować, czy dostanę jakieś worki/pojemniki, co jaki czas będą odbierane śmieci (nie wyobrażam sobie trzymać miesiąc odpadów organicznych w domu…) Złożyłem więc oświadczenie, a po dwóch tygodniach dowiedziałem się, że zasady się trochę zmieniły – sejm ustalił, że woda do podlewania ogródka będzie inaczej rozliczana niż woda do mycia, picia i spłukiwania. Należy złożyć nowe oświadczenie do końca maja. W tzw. międzyczasie “gmina” dowiedziała się jak to mniej więcej będzie: dostanę worki, które będą co miesiąc odbierane. Będą to worki na plastik/metal, szkło, papier i prawdopodobnie “na ściętą trawę z ogródka”. No, wiem już więcej – dobra będę sortował. Złożyłem więc korektę do oświadczenia.
Do obsługi śmieci “gmina” wybrała inną firmę, niż moja dotychczasowa – od lat odbierali śmieci we wtorki.
Na początku lipca nowa firma pewnego dnia przyjechała, zabrała śmietnik z logo poprzedniej firmy i postawiła śmietnik ze swoim logo. We wtorek przyjechała i zabrała śmieci. Przywiozła również piękne worki, opisane co do nich wrzucać, a czego nie, ale bez informacji kiedy będą zbierać  zapełnione i przynosić puste. Przez ostatnie dwa tygodnie prawie codziennie przyjeżdża śmieciarka z jakiejś firmy – najzabawniejszy był ubiegły wtorek, kiedy dwie godziny po zabraniu śmieci przyjechała śmieciarka z innej firmy i dziwiła się, że kosze moje i sąsiadów są puste…
Tyle narzekania.
Plus całego przedsięwzięcia jest taki, że zdałem sobie sprawę ile plastików zużywam! Stwierdziłem, że kupię dodatkowe wiaderko i wygląda na to, że to będzie teraz wiaderko główne. “Pozostałych” odpadów nie ma tak wiele. Ale jest jedno “ale” – kubeczki po jogurtach i śmietanie trzeba płukać (i z powodów “przepisowych” i praktycznych – żeby nie śmierdziały). No i co? Ano podnosi się zużycie wody! Dodatkowa woda idzie na płukanie plastików… Czyli sortuję śmieci i marnuję wodę.
Nie wiem co jest lepsze…

Już myślałem, że jestem sam...

A tu miła niespodzianka: oto co wydarzyło się mojej koleżance.


"Z cyklu ignoracja prowadzi do kalectwa:

Dzisiaj jadąc ścieżką rowerową przy Kopie Cwila byłam świadkiem jak wyżeł weimarski atakował rowerzystów. Gdy zwróciłam właścicielce uwagę dostało mi się jakże celną ripostą że pies nie ugryzie jak jest w kagańcu...może i nie ugryzie ale może raz: zorać nogę, dwa spowodować wypadek, może jemu stać się krzywda i rowerzyście, ta uwaga wzbudziła jeszcze większy sprzeciw, okazało się bowiem że się czepiam, że ona chodzi z psem rowerowym po ścieżce. Cóż, czepiam się nie dlatego, ze chodzi po ścieżce, po której i jak czasami chodzę, czepiam się dlatego, że jej pies stwarza niebezpieczeństwo, zasugerowałam więc żeby wzięła go na smycz skoro idzie po ścieżce wiedząc, że jej pies ma w zwyczaju rzucać się na nogi rowerzystów, Pani na to stwierdziła, że nie po to wychodzi na spacer z psem żeby chodził na smyczy. Ręce mi opadły, szkoda mi się zrobiło i psa i syna tejże Pani, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, i uczył się przy okazji od matki aspołecznych zachowań. Jako właścicielka dwóch psów, rowerzystka miejska i piesza staram się żyć w zgodzie z wszystkimi, w końcu miasto jest dla każdego trzeba tylko odnaleźć się tak w miejskiej przestrzeni żeby nie szkodzić innym, bo jesteśmy tylko ludźmi i wystarczy zaledwie odrobina zrozumienia i wyobraźni aby zachowywać się kulturalnie i dawać dobry wzorzec innym. Ale tępej ignorancji nie będę tolerować, będę zwracać uwagę i gonić gamoni, to jest moja mała prywatna walka o to żeby mi na Ursynowie żyło się dobrze przyjemnie i bezpiecznie. A ursynowskich rowerzystów i rowerzystki uczulam na właścicielkę i nie ułożonego wyżła, obyście na nich nie trafili."

Chciałem coś napisać, ale chyba nie wymaga to żadnego komentarza...

Albo napiszę: w mojej rodzinie jest dziewczynka uczulona na sierść psa. Do windy dosiadła się pani z psem, który zaczął "przymilać się" do dziewczynki. Na uwagę ojca, pani odpowiedziała, że taki mały to nie ugryzie.

Acha, ja też mam psa. Dużego i przyjacielskiego - golden retriever.