poniedziałek, 28 grudnia 2015

Wyższa kultura bankowości



Dzisiaj udałem się do "swojego" oddziału Aliorbanku w Szczecinie przy rondku na ulicy Śląskiej i Mazurskiej. Chciałem wpłacić gotówkę na swoje konto firmowe, które mam w tym banku.

Proszę sobie wyobrazić, że w tym oddziale nie ma wpłat gotówkowych! Mogę sobie pojechać do innego oddziału. Przychodzę do banku i nie mogę wpłacić gotówki na swoje konto, bo nie ma wpłat gotówkowych...

Nasze instytucje finansowe zadziwiają mnie coraz bardziej...

W sumie nie ma przymusu posiadania konta w tym banku. Zwłaszcza, że czuję się "krojony" na operacjach walutowych. Dzisiejszy kurs Euro w Aliorbanku wynosi 4,4334 zł. Dodam, że kurs w kantorze internetowym wynosi 4,2564zł...

sobota, 26 grudnia 2015

Większość bezwzględna

Będzie trochę o polityce, a dokładniej o wpływie tejże na naszą rzeczywistość. Będzie również bardzo intymnie.

Narobiło się przez kilka ostatnich tygodni... Ale mam wrażenie, że zgubiliśmy wszyscy swego rodzaju bazę, czyli porządek. Albo początek. Próbuję sobie wszystkie te rzeczy ułożyć w głowie i oto co mi wychodzi.

Ja to widzę tak:

Obecna ekipa rządząca została wybrana w demokratycznych wyborach. Większość elektoratu uznała, że potrzebna jest zmiana. Super - takie są prawa demokracji. Ci, którym było gorzej, chcieli poprawić swoją sytuację (patrz p. 1 poniżej). Na całe szczęście demokracja rządzi się swoimi prawami, które zabezpieczają przed wypaczeniami. 

Na przykład żeby zmienić ustrój, Konstytucję czy wprowadzić inne poważne zmiany, potrzebna jest większość kwalifikowana. Przypomnę, że obecna ekipa została wybrana zwykłą większością i, ponieważ to nie jest większość kwalifikowana, nie ma prawa wprowadzać zmian, o których powyżej, a zwłaszcza zmian rewolucyjnych. Niestety kierunek, w jakim zmierza z hasłami o Suwerenie, który dał im prawo, zaczyna być przerażający. I zagubiliśmy sedno sprawy w codziennych dyskusjach o TK, głosowaniach, kto zaczął, kto chce zmian, co nam wolno itd.

1. Nigdy nie było tak, że wszyscy byli zadowoleni z bieżącego układu politycznego i gospodarczego. I nigdy nie będzie. Zawsze byli "beneficjenci systemu" i ci, którym było gorzej. Stąd wiele osób wspomina czasy tzw. komuny z rozrzewnieniem. Im było dobrze, żyli spokojnie, mieli wszystko czego potrzebowali. I nie mówię tu o tzw. prominentach. Najczęściej byli to zwykli ludzie, którym ustabilizowany układ praca-czas wolny wystarczał. Trochę tak, jak z plemionami afrykańskimi, które nie wiedziały, że może być inaczej i niczego ponad to, co mieli nie pragnęli. Mnóstwo Polaków było więc beneficjentami poprzedniego układu politycznego. Przez jakiś czas rownież niżej podpisany był beneficjentem tego systemu. Zaczynał studia w poprzednim systemie i to, co uzyskał, uzyskał "temi rencami". Nie miał punktów za pochodzenie, bo tata z mamą (beneficjenci Komuny) uzyskali wyższe wykształcenie i stali się tzw. inteligentami. Studia ukończył w 1989r., a więc w roku przełomowym dla naszego kraju. Sytuacja była zupełnie inna, kiedy studia zaczynał. Ale dzięki dobremu zawodowi szybko sam stanął samodzielnie na nogi. W roku 1997, dzięki możliwościom wykreowanym przez kolejny układ polityczny zmienił wszystko w swoim życiu. Szybko rozwijający się "zachód" w Polsce był motorem kolejnego rozwoju i progresu. Aż w końcu nadszedł rok 2012, a dokładnie grudzień. I wszystko się skończyło. Czy obwiniać za to przysłowiowy rząd Tuska? Jest kilka powodów na TAK. Minister zdrowia, dr Bartosz wprowadził nowe zasady refundacyjne, które wpłynęły na stan firm farmaceutycznych sprzedających lekarstwa w Polsce. O ile się nie mylę w tymże roku firmy zredukowały swój skład osobowy o ok. 1500 osób. Gdyby to było 1500 sztuk górników, płonęły by opony, a rząd by poleciał. Malkontent zaczął więc działać. No ale żeby coś w Polsce zrobić, to się tak przecież nie da. Bo przecież rządzący robią pod górkę przedsiębiorcom. Czyli winna jest PO.

Zmartwię niektórych czytelników: nie zamierzam obwiniać nikogo za swoje własne niepowodzenia, ani gloryfikować za sukcesy. Niezależnie od tego, kto byłby przy władzy, to co się zdarzyło było konsekwencją moich wyborów. I nie jestem w tym odosobniony. Wiem to na pewno.

2. Malkontent jest niestety Katolem, ale raczej tym spod sztandaru Tygodnika Powszechnego, a nie Radia Maryja. Bliższy mu jest ksiądz Jan Kaczkowski, niż ksiądz Oko. Bliższy mu jest red. Szymon Hołownia, niż red. Terlikowski. Bliższy mu jest ks. Boniecki, niż ojciec Rydzyk. Ale nie będzie oceniał, bo każdy ma prawo do własnego przeżywania religii i własnego jej rozumienia.

Malkontenta bardzo martwi brak miłości ze strony osób nazywających się Katolikami, czy szerzej - Chrześcijanami. Malkontent jest przekonany, że obecny "establiszment" używa Kościoła w sposób instrumentalny. Nie robi to dobrze Kościołowi, który przez dziesięciolecia był "zapleczem" patriotyzmu rozumianego jako miłość do Ojczyzny i odzyskania niepodległości spod wpływów Związku Radzieckiego. Ojczyzna była "zniewolona" przez - nazwijmy to ogólnie - komunistów (a inaczej beneficjentów komuny i systemu represji). W tej chwili są prawdziwi Katolicy i ci gorszego sortu. A prawdziwy Kościół, to ten, który jest "z nami". Ten drugi, to zaślepiony opcją niemiecką i nie narodowy, ale taki, który na ołtarzu Europy złożył swoją wolność.

Ale Malkontent nie będzie oceniał.

3. Nie wiem jak duża część naszego społeczeństwa chce zmian, ale ewolucyjnych, w ramach prawa. Myślę, że w przeciwieństwie do tego, co tłumaczy nam obecna siła polityczna, to lwia część osób, które protestują pod sztandarem KODu. 

Może i w jakiejś części są to beneficjenci poprzedniego systemu, którzy chcą utrzymać status quo. Ale czy to źle? Oni widzą, że zagrożone są nie tylko ich interesy, ale i demokracja wraz z wszelkimi jej przymiotami. A więc przyszłość naszych dzieci. 

4. Przypomnę, że Polska, to oprócz obozu rządzącego także i ja, i protestujący spod znaku KOD. To Katolicy, to Prawosławni ze Szczecina i z Podlasia, to Tatarzy ze wschodu Polski, to Ewangelicy ze Śląska. To emigranci w Irlandii i USA. To ateiści i ci, którzy dokonali aktu apostazji. To posłanka Hojarska, prezydent Biedroń, prezydent Komorowski, były poseł Palikot i prymas Polak. Malkontent bardzo chciałby, aby obecny Prezydent Rzeczypospolitej brał to pod uwagę. Choćby w swoich wypowiedziach.


Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że to, co obecnie obserwuję nie bardzo mi się podoba. Po raz pierwszy w swoim pięćdziesięcioletnim życiu boję się o przyszłość swoją i swoich dzieci. Jedna z teorii mojego znajomego, starszego pana, mówi, że co jakiś czas musi być wojna, żeby oczyścić społeczeństwo. Żeby ludzie docenili pokój. Mam wrażenie, że się ocieramy o duży niepokój społeczny. A jak mówił Pawlak: "zabrnęli my i czort karty rozdaje".

Co się teraz zmienia? Ano pojawiają się beneficjenci nowego systemu, a wszystkim pozostałym zaczyna być źle. I tylko tyle. A może aż tyle? A więc wracamy do punktu pierwszego powyżej. Czy to trudno jest zrozumieć?





niedziela, 13 grudnia 2015

Idea miłości chrześcijańskiej i przebaczenia made in Poland

Dzisiaj pozwolę sobie zacytować jedną z opowieści ks. Jana Kaczkowskiego, którą opowiada w bardzo ciekawej książce "Życie na pełnej petardzie". 

"(...) miałem ciekawą sytuację z pogrzebem. Pogrzeb przyjąłem na piętnastą w czwartek, tymczasem już przed czternastą zadzwonił do mnie proboszcz, że ludzie przyszli i czekają na pochówek, który podobno miał być godzinę wcześniej, niż ustaliliśmy. Zaniepokojony –mogłem się przecież pomylić –w te pędy taksówką dotarłem na Łostowice, ogromną gdańską nekropolię, gdzie pogrzeby są co dwadzieścia minut, a tam już trwa afera. Okazało się, że w rodzinie jest jakiś konflikt i jedni chcieli wykiwać drugich, zmieniając godzinę. Ale zanim się dostałem na miejsce, zanim wszystko się wyjaśniło, zrobiła się piętnasta i na cmentarzu pojawiła się druga część rodziny. Wywiązała się regularna bitwa. Ruszamy. Mówię grabarzom, że mimo zamieszania z czasem nie mogę odpuścić kazania, i przemawiam nad grobem, krótko, byle stamtąd uciec, bo część żałobników była pijana, inni z chętką do bójki, do tego siąpi deszcz ze śniegiem, pogoda wstrętna. Znany fragment Ewangelii, czytany na pogrzebach (J 14): „Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wierzycie w Boga?»”. Podpity tłumek: „Taaaak!”. Ja na to, kontynuując tekst Ewangelii, który w tym kontekście brzmi głupio, mówię: „I we mnie wierzcie”. Dalej: „W domu mego Ojca jest mieszkań wiele”. Później w ramach zachęty duszpasterskiej próbuję grzmieć: „Niech ten grób będzie dla was grobem pojednania!”. Pamiętam bezzębną, zniszczoną alkoholem kobietę, która zaczęła wrzeszczeć: „Słyszysz, suko, co ksiądz mówi?!”, próbując ręcznie wytłumaczyć jakiejś podobnie zacnej niewieście ideę miłości chrześcijańskiej i przebaczenia. A na koniec żałobnicy i tak się prawie pobili."

A zacytowałem, bo przypomina mi ona inną historię, która właśnie dzieje się na naszych oczach. 

poniedziałek, 9 listopada 2015

Coraz bliżej święta...

Zaczynają pojawiać się reklamy związane ze świętami Bożego Narodzenia. Mamy początek listopada.


Zastanawiam się, co przyświeca firmom, które z takim wyprzedzeniem "jadą na świętach". Zastanawiam się czy robione są jakieś badania nad wpływem wczesnego rozpoczęcia promocji świątecznych na wielkość sprzedaży. Zastanawiam się czy ktoś w tych firmach myśli o tym, że kiedy w końcu święta nadejdą wiele osób ma już ich dosyć.


No bo jeśli robią badania i ich wyniki pokazują, że to ma sens, to jest to dla mnie zrozumiałe, że tak robią. Nie godzę się z tym, ale jesteśmy w wolnym kraju... 

Ale jeśli tak nie jest, to dlaczego psują mi i wielu osobom święta i atmosferę z nimi związaną?

Siadam w Wigilię i już nie chce mi się słuchać, a tym bardziej śpiewać kolęd. Podczas świąt niedobrze mi się robi gdy słyszę kolędy i inne piosenki świąteczne (choć chciałem napisać bardziej kolokwialnie).

Nie mam pomysłu jak to zmienić. Nie można zakazać takich reklam...

A jakby zmówić się przeciwko takim firmom? "Nie kupuję produktów firm reklamujących święta w listopadzie".

Uzupełnienie poprzedniego wpisu


Pan Waszczykowski powiedział dziś to, co próbowałem wyrazić swoimi słowami 5 listopada.

Coraz bardziej się boję...



czwartek, 5 listopada 2015

Trochę znowu o polityce


Boję się, że zwycięski obóz polityczny obsadzi resort obrony narodowej i spraw zagranicznych osobami, które będą się w rzeczonych resortach poruszać jak przysłowiowy słoń w przysłowiowym składzie porcelany.

Spróbuję pofantazjować:

Nie pozwolimy, żeby Ruscy ingerowali w sprawy Polski, a zwłaszcza Ukrainy. Będziemy wymachiwać szabelką. Mamy przecież za plecami NATO. No co nam zrobicie?

Na podstawie dotychczasowych obserwacji działań i słów osób związanych z nowym obozem rządzącym widzę, że nie wezmą pod uwagę różnic kulturowych i innej perspektywy. A zupełnie inaczej negocjuje się z Niemcem, Arabem, Chińczykiem czy Senegalczykiem. Inaczej negocjuje się z Rosjanami. Kto nigdy nie miał kontaktów z tym narodem, nie zrozumie jego specyfiki. Zrozumie, ale powierzchownie. Przykładem jest niekończące się śledztwo w sprawie "zamachu smoleńskiego". Nie damy wam waszego samolotu i co nam zrobicie.

Pewien Rosjanin powiedział mi niedawno, że naród poradzi sobie bez władzy. "Władza robi swoje, a my robimy swoje. Jak nam podwyższą cenę gazu - odłączymy licznik." Wystarczy popatrzeć na to jak kierowcy zachowują się tam na drogach: to jest kwintesencja powyższego twierdzenia: "przepisy drogowe przeszkadzają nam poruszać się po drogach jak chcemy". A więc każdy je łamie, "władza" uszczelnia przepisy, stosuje kolejne metody represji, a naród znajduje kolejne metody unikania tych represji. Kto nie widział tego na żywo, łatwo zobaczyć jak to wygląda oglądając filmy na YouTube. Nasza, polska mentalność w tym zakresie jest dość podobna.

Wracając do głównego wątku: obecnie jest w miarę stabilna równowaga. Łatwo zamienić ją w równowagę chwiejną. I to nie chodzi o to czy się bać czy nie bać Rosji. Chodzi o to, żeby umiejętnie i dyplomatycznie postępować tak, aby ta równowaga była stabilna. Natomiast jeśli będziemy wymachiwać szabelką i "że my tu nie pozwolimy i nikogo się nie boimy", to wtedy Wielki Miś pokaże swój pazur. I zanim ktoś nam przyjdzie z pomocą, pójdziemy na wojnę.

Trzydzieści lat temu, podczas studiów zginął mój kolega. Dobry i fajny człowiek. Chciał pogodzić dwie strony, które zaczęły się szarpać na dyskotece. Powiedział: panowie, dajcie spokój, po co się bić. I to były jego ostatnie słowa. Nóż pod żebro skończył jego mediacje.

Boję się więc, że przez nieumiejętną i niedyplomatyczną politykę, rządzący wciągną nas w wojnę, albo co najmniej konflikt. I po tym będziemy śpiewać pieśni patriotyczne "wojenko wojenko, cóżeś ty za pani". Znowu pojawi się bohaterski wybawca spod obcego jarzma. Zapomni jednak na pewno, że to on najpierw wywołał jarzmo. Jeśli przeżyjemy.

Oby moje fantazje się nie spełniły...

środa, 28 października 2015

Do wszystkich moich znajomych z Fejsbuka














Szanowni Znajomi Z Fejsbuka!

Bardzo sobie cenię naszą znajomość. Z większością z Was bardzo dobrze znamy się w tzw. realu. Możliwości techniczne i wszechobecny Internet daje wielkie możliwości bycia z Wami w zasadzie non stop. Nie piszę tego z przekąsem: taki rodzaj znajomości powoduje poczucie tego, że znamy się od lat i - często mimo sporej odległości - widujemy się codziennie. To jest nowa wartość w moim życiu. Często poznaję Was z innej strony. Ze strony, z której Was dotychczas nie znałem. I wbrew oczekiwaniom niektórych, przeważnie jest to strona pozytywna i wywołująca często uśmiech, zazdrość bądź podziw.

Mam nadzieję, że "i vice versa".

Ale gdyby nie "i vice versa", to przypomnę, że fejsbuk daje sporo możliwości filtrowania. Najprostsza, to usunięcie ze znajomych. Tę możliwość zalecam, kiedy widać, że utrzymywanie takiej znajomości nie ma sensu, bądź znajomość w realu się zakończyła.

Druga możliwość, z której ja często korzystam, to wyłączenie obserwowania danej osoby. Robię to wtedy, kiedy mój fejsbukowy znajomy wykazuje takie fejsbukowe ADHD: czyli jest go wszędzie za dużo. I nie obrażam się, nie myślę "głupek jeden", tylko po prostu go wyłączam. Podobnie robię z polubionymi stronami, które atakują mnie zbyt często. Od czasu do czasu włączam go ponownie i jak nadal ma ADHD - znowu wyłączam. Oczywiście jest to rzecz gustu, kiedy zostaje przekroczona ta granica, za którą warto zdecydować o użyciu tej funkcji. 




Życzę Wam i sobie, żeby znajomości trwały jak najdłużej: i na fejsbuku, i w rzeczywistości. Nawet ja, malkontent uważam, że człowiek jest istotą gromadną i potrzebujemy poczucia przynależności. Ale i gromada potrzebuje nas. Bez tego nasze życie byłoby ubogie.

Pozdrawiam,
Wasz Malkontent

Nasze instytucje finascowe - c. d.



Przypomnę w kilku słowach, co napisałem 1 października: Otóż w piątek, 28 sierpnia, nasz klient z Wielkopolski dogadał się z Europejskim Funduszem Leasingowym (oddział w Poznaniu), że weźmie u nich w leasing zakupiony u nas sprzęt.

Dzisiaj mamy 28 października, a pieniędzy nadal nie ma.

W tzw. międzyczasie okazało się, że umowa była źle podpisana (między EFL a klientem; my jesteśmy w to tylko wmieszani), aneks do umowy nie pomógł (a to wydłużyło czas oczekiwania). Potrzebne było podpisanie kolejnej umowy...

Takie rzeczy zdarzają się niezależnie od tego kto w Polsce rządzi...

czwartek, 1 października 2015

... to proszę mnie połączyć z systemem!



O to poprosił mój kolega, który rozmawiał z telefonicznym doradcą klienta z pewnej instytucji finansowej. O to poprosił, kiedy doradca powiedział mu, że "system nie pozwala na uzyskanie takiej informacji".

Kupiłem w Aliexpress zestaw bluetooth, tzw. interkom motocyklowy. Kupiłem go 28 sierpnia tego roku. Robiłem tam zakupy wielokrotnie i zawsze przesyłki dochodziły po 2-3 tygodniach, bez konieczności śledzenia przesyłki. Tym razem po miesiącu zaniepokoiłem się, że nic nie doszło. System śledzenia przesyłki w systemie Aliexpress kończył się na Chinach, a dokładnie na momencie opuszczenia Chin przez przesyłkę. Poprosiłem o wysłanie paczki do mojej firmy, która się mieści w Mierzynie. Niestety w adresie zrobiłem pewien błąd: napisałem wprawdzie Szczecin-Mierzyn, ale podałem mój domowy kod pocztowy, powiedzmy X. Kiedy to odkryłem, pomyślałem: trudno, albo dojdzie po kodzie (i tam mnie znajdą, gdyż mój listonosz mnie zna), albo dojdzie po nazwie miejscowości. A ulica, przy której znajduje się moja firma jest najdłuższą i główną w Mierzynie.

Po miesiącu oczekiwania stwierdziłem, że sprawdzę. Poszedłem do urzędu pocztowego w Mierzynie:
- A ma pan numer śledzenia przesyłki?
- Mam, ale chiński.
- Ale to nic, bo jak do nas przychodzi paczka, to automatycznie zostaje taki sam w naszym systemie śledzenia.


Sprawdziłem w domu:




Paczka przyszła 10 września do UP Szczecin 26. Po nieudanej próbie dostarczenia zdecydowano ją odesłać...

W sumie to nie dziwię się, że próba dostarczenia nie powiodła się, gdyż UP Szczecin 26 nie znajduje się ani w Mierzynie, ani w X, czyli "po moim kodzie" domowym.

Zastanawiam się dlaczego paczka dotarła do UP, który nie ma nic wspólnego ani z moim miejscem zamieszkania, ani Mierzynem - czyli z miejscami, które były w adresie dostawy.

Zastanawiam się, dlaczego uznano próbę dostarczenia za nieudaną - nie dostałem awiza!

Zastanawiam się, dlaczego po jednej próbie dostarczenia zdecydowano o odesłaniu przesyłki z powrotem.

I na koniec wisienka na torcie. Otóż w przypadku przesyłek zagranicznych reklamację może złożyć tylko nadawca... A więc moje roszczenia mogę sobie zaaplikować...

Nasze instytucje finansowe

Moim znajomym znana jest moja niechęć do naszych instytucji finansowych. Wynika ona głównie z braku symetrii między mną (klientem), a nimi (panami wszechświata). Mogę się obrazić na kredytodawcę, ale w sumie tylko to mi pozostaje. Bo co, zerwę kontrakt? A skąd wezmę kasę na natychmiastową spłatę kredytu?

W piątek, 28 sierpnia, nasz klient z Wielkopolski dogadał się z Europejskim Funduszem Leasingowym (oddział w Poznaniu), że weźmie u nich w leasing zakupiony u nas sprzęt. Dodam, że kwota nie powala. Wielu normalnych ludzi wyjęłoby ją z kieszeni, ale nie o klienta tu chodzi, a o EFL - nie oceniam decyzji klienta. EFL poprosił o fakturę proforma, którą tego samego dnia im wysłałem.

Już po dwóch tygodniach telefon od przedstawiciela EFL ze Szczecina, że przyjdzie - w skrócie - sprawdzić naszą firmę, bo nie współpracowaliśmy z nimi itp. itd. Znając moje nastawienie do instytucji finansowych moja żona zasugerowała, żeby może z panem z EFLu porozmawiał mój wspólnik, aby uniknąć problemów związanych ze zbieranie przedstawiciela ze schodów firmy, gdyby zaczął zadawać zbyt intymne pytania, no i żeby kontrakt doszedł do skutku. Na całe szczęście ankieta nie wchodziła zbyt głęboko: takie tam - czy jest szyld firmy, czy jest tabliczka na drzwiach, czy mamy magazyn...

Po spotkaniu i kolejnym tygodniu, dwa maile i próby dodzwonienia się, żeby sprawdzić status sprawy...

W czwartek 24 września: jest decyzja! W piątek podpisujemy umowę. Ale nie leasing (bo za mała kwota), ale pożyczka! Tylko proszę wysłać już fakturę do tej proformy. Poszła!

W piątek dzwoni klient, że już podpisał umowę i się cieszy, ale EFL prosi o fakturę. Więc mówię, że już im wysłałem. "Acha, to OK".

We wtorek 29 września coś mnie tknęło i zadzwoniłem: 
- "Tak podpisaliśmy umowę, ale potrzebujemy FV"
- "No właśnie w czwartek ją panu wysłałem"
- "A to nie była proforma?"
- "Nie"
- Acha, to zabieram się już za tę sprawę.

Dziś rano telefon:
- "Wie pan, kontroler nam zakwestionował fakturę. Czy może pan wysłać jeszcze raz, ale z pieczątką i podpisem?"

środa, 16 września 2015

Chyba się starzeję...

Sprzedaję telefon na OLX.

Zadziwiony jestem formą komunikacji, a dokładnie pytaniami jakie dostaję za pomocą OLX. OK, nie musi być "Szanowny Panie", ale równoważniki zdań, brak znaków przestankowych i pytania, które świadczą o braku czytania ogłoszenia ze zrozumieniem. 

Kolejny kanał, to telefon: tu jest trochę lepiej. Ludzie rozmawiają! Ale to nie wszystko. Niektórzy wysyłają SMSy. W formie podobne do "mesendżera" z OLX. Ale to nic. Wczoraj SMS przyszedł pięć minut po północy, a dziś o 22.45.

Moja mama mnie uczyła szacunku do innych i nie wyobrażam sobie wysyłania wiadomości "na Ty", do osoby, której nie znam. Nie wyobrażam sobie wysłania wiadomości, bez choć słynnego "Witam" i bez zakończenia pozdrowieniami. Nie wyobrażam sobie wysyłania SMSów po 20.00.

Ktoś powiedziałby: to dzieci, więc myślą, że też dziecko sprzedaje. Nie obchodzi mnie to. Pamiętam, kilka lat temu na wywiadówce w liceum u mojego syna polonistka podsumowywała jakieś wypracowania, które młodzież pisała. Jedną z obserwacji było to, że dzieci nie czują, że w używanie kolokwializmów typu "sztuka była zajebista" w wypracowaniu nie jest właściwe.

Poniżej próbka dwóch "mesydży" i jednej konwersacji.

Chyba się starzeję...


sobota, 30 maja 2015

Znowu 50 km/h

Ciekawe ile trzeba jeszcze zabrać praw jazdy, żeby ludzie nauczyli się, że ograniczenie prędkości w mieście nie jest im na złość... Jest dla bezpieczeństwa: ich, ogólnego i pozostałych użytkowników ruchu.

Jak się ma samochód, który może jechać 180km/h, nie oznacza to, że zezwala się na jazdę z taką prędkością jeździć po mieście.

środa, 20 maja 2015

Sprawy bieżące

Dziś umorzono sprawę kobiety, która została nakręcona przez kamery monitoringu w Warszawie, jak z impetem wjeżdża do przejścia podziemnego. Po pijanemu. Była niepoczytalna. Ja też po pijanemu jestem niepoczytalny. 

Że niby jest nienormalna. I ma być zastosowany środek zapobiegawczy w postaci zakazu prowadzenia samochodu. No bo do zakładu zamkniętego nie może być zaprowadzona, gdyż obecnie odchodzi się od takich praktyk. Uśmiałem się ze śmiechu jak pszczoła!

To co, zakładamy się kiedy zabije kogoś jadąc autem?

---------------------

TVN24 przechodzi sam siebie. Od kilku dni dowiaduję się, że debata prezydencka w tej stacji, to będzie decydujące starcie. Debat "w innych stacjach" jakby nie było. Świat się kręci wokół TVN24. Stać ich na obiektywizm, kiedy tragedia dosięga ich dziennikarza, którego żona pracowała w "innej stacji".

Nie ma wydarzeń. Są wydarzenia medialne. Trochę mnie to brzydzi...

czwartek, 14 maja 2015

Polska język, dziwna język...




Takie mię take przemyślenia najszły...

Może dlatego tak u nas jest, bo mamy taki ciekawy* język? A to przekłada się na myślenie, sposób rozumowania, działanie...

Weźmy na ten przykład Japończyków - wszyscy wiemy, że są mistrzami elektroniki, bo ich język jest jak język programowania (tzn. jednoznaczny i mechaniczny. Chodzi mi w szczególności o poukładaną gramatykę i na przykład szyk wyrazów podmiot-dopełnienie-orzeczenie. Za Wikipedią:

私はリンゴを食べました。

Watashi[rzecz.] wa[temat] ringo[rzecz.] o[dopeł.] tabemashita[hon. czas. przeszły].

Watashi wa (podmiot) ringo o (dopełnienie) tabemashita (orzeczenie).

Ja (podmiot) jabłko (dopełnienie) zjadłem (orzeczenie).

Zjadłem jabłko

U Niemców podobnie: porządek musi być! "Ich habe einen Apfel gegessen". I nie ma "Ich gegessen einen Apfel".

A co mnie skłoniło do takich przemyśleń? Ano sytuacja na ulicy Wroniej. Pewna nastolatka jechała na rolkach i rozmawiała głośno przez telefon: "Tak już jeżdżę. Jestem teraz na Wroni".

Kiedyś sobie z synem żartowaliśmy, że ulica Drozdowa pochodzi od nazwiska słynnego radzieckiego ornitologa Anatolija Drozdowa. No tak, ale kto to jest Wronio?

Pamiętam jak mój kolega pracujący w centrali pewnej sieci dużych sklepów, mówił mi, że często bywa w Szczecinie na Strudze, gdzie mają sklep. Dodam, że chodzi o ulicę Struga. Andrzeja Struga. Biskupa Andrzeja Struga.

Nad morzem jest miasto Ustka. Byłem w Ustce, czy w Ustkach? Kostrzyn - w Kostrzynie. Słynna Włoszczowa - we Włoszczowej? Pod Szczecinem jest wioska Kliniska. Znałem tę nazwę z szyldu na stacji kolejowej: pociąg zatrzymał się w Kliniskiej. A tu proszę: wioska nazywa się Kliniska Wielkie. Czyli stanął w Kliniskach. Pod Szczecinem jest Trzebież. Trzebierz Szczeciński. A ja ostatnio byłem w Bydgoszczu! ;)

Ona poszła, to ja poszłem! Wiem przecież lepiej co zrobiłem!

Oczywiście znam prawidłowe wersje powyższych problematycznych sytuacji. Niemniej związek między językiem, w którym się mówi, a tym jak jest w danym kraju, w którym się tym językiem posługują ludzie wydaje się być czytelny...

Ale może to wniosek, jak ten z innej anegdoty o radzieckim uczonym, który stwierdził, że po usunięciu skrzydeł mucha traci słuch...

Trochę ciekawostek znalazłem tu: Nonsensopedia

I tu: Uncyclopedia, zwłaszcza to jest ciekawe:
Verb in PolishTranslation to English
LeciećTo fly
WyleciećTo get out of the place; fly to another country; get fired
NaleciećTo attack another country or place using aircraft force
DoleciećTo arrive at the airport by plane
UleciećWhen smell disappears or when somebody is so happy that he could fly
PoleciećTo fly, past action
PrzeleciećTo have an adventurous sex with an accidentally met person, to have sex with a girl you knew but you are not going to have any more intercourses with her, to have sex with somebody first time and you are going to have more sex with her but it's not based on love
WleciećTo fly or fall into something - in the latter case, it sometimes emphases that it is hard to get out from the place (Klucze wleciały mi do kanału - My keys fell into a drain)
ZleciećTo fall from somehwere to a lower place
OdleciećTo get high; to fly away
WzleciećTo fly up
Rozlecieć (się)To break into pieces, to fly into separate directions
PrzyleciećTo come by plane or to arrive in haste

----------------
*) Chciałem napisać "porąbany", ale jakoś nie pasowało mi to do słowa pisanego.

środa, 21 stycznia 2015

Reklama, reklama...

... pranie, ale mózgu już od rana - tak kiedyś śpiewał Kasa.

Wygląda na to, że niewiele się poprawiło.  Może to naiwność z mojej strony, ale wydaje mi się, że reklamowanie produktów powinno być uczciwe i najbardziej "nieuczciwym zagraniem" może być niedopowiedzenie.

Ale kiedy widzę reklamę czegoś, a małym drukiem napisano, że tego co widzę, ta reklama nie dotyczy, to nazwałbym to kłamstwem. Co powinienem sądzić na temat tego przekazu?



Jakaś kumulacja ostatnio: dziś również odkryłem, że usługa "Gwarant 9:30" firmy kurierskiej DPD, w okresie zimowym oznacza, że przesyłka będzie dostarczona do 10:30. Rozumiem, że doliczono tu godzinę na różnicę między czasem letnim i zimowym?