czwartek, 27 listopada 2014

Na przystanku tramwajowym


Kilka dni temu mój syn uczestniczył w takim oto wydarzeniu.

Na przystanku tramwajowym przy ulicy Jagiellońskiej, przy skrzyżowaniu z Al. Piastów stał tramwaj. Wszyscy mieszkańcy Szczecina znają ten przystanek - taki trochę staromodny: chodnik, pas ulicy i tory. Tramwaj staje i ludzie wchodzą do niego przekraczając ulicę. Nawet ostatnio "zamontowano" trójwymiarowy malunek na asfalcie, żeby kierowcom wydawało się, że mają tam próg.

Do wspomnianego wyżej tramwaju wchodziła starsza pani, zrobiła krok do wejścia, przechyliła się do tyłu i wywróciła się, uderzając głową o asfalt. Mój syn natychmiast wybiegł, żeby zająć się panią. Pani leżała na plecach, miała otwarte oczy i patrzyła niewidząco w dal. Wyglądało to słabo... Zwłaszcza, że z rozbitej głowy sączyła się krew. Chwilę po tym podbiegł motorniczy. Syn zadzwonił po pogotowie, a motorniczy wezwał nadzór ruchu.

I teraz uwaga!

  • dyspozytorka z pogotowia spytała syna, czy mógłby podać numer domu, pod którym to się znajduje (tam nie ma zadnego numeru, jest boczna ściana szkoły; przypomnę: jest jeden taki przystanek w Szczecinie, znany od stuleci),
  • nikt nie pomógł synowi i motorniczemu (mój syn ryknął na ludzi, żeby może choć chusteczek użyczyli),
  • jakaś baba wyszła z tramwaju i zaczęła ryczeć na motorniczego, że się spóźni do pracy i jak długo to będzie jeszcze trwało,
  • kilku kierowców trąbiło, bo przecież nie dało się przejechać.


Ręce opadają...

PS
Rannej pani nic poważnego nie było, pogotowie ją opatrzyło i chyba zabrało (nie pamiętam).
A ja jestem dumny z mojego dziecka!

(Zdjęcie: wikimedia.org)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz